|
|||
|
Autor: ks. Mieczysław Piotrowski TChr, 21 grudnia 1943 r. wyznanie wiary w Kościele katolickim złożył niemiecki Żyd Karl Stern, wybitny psychiatra, w latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku największa naukowa sława Uniwersytetu McGilla w Montrealu. Jego autobiograficzna opowieść The Pillar of Fire (Słup ognia), wydana po raz pierwszy w 1951 r., stanowi prawdziwą perłę światowej literatury. Ukazuje fascynującą przygodę odkrywania pełni Prawdy w Kościele katolickim. We wstępie do swojej autobiografii Stern pisze: „odpowiedź na proste pytanie, czy Jezus z Nazaretu był wcielonym Bogiem, jest decydująca w stosunkach międzyludzkich. Dostojewski stwierdził, że od odpowiedzi na to pytanie zależy wszystko na świecie”. Karl Stern urodził się na przełomie XIX i XX wieku w małym bawarskim miasteczku niedaleko czeskiej granicy, w żydowskiej rodzinie. Była to typowa rodzina żydowskich sklepikarzy, zachowująca judaistyczne święta i tradycje. Ponieważ większość zarówno żydów, jak i chrześcijan jest nieświadoma duchowego znaczenia świąt, również Sternowie, ze względu na swoje dzieci, zawsze obchodzili Boże Narodzenie z choinką i prezentami. Mały Karl odkrył, że jego matka każdego roku w Wigilię Bożego Narodzenia, w wielkiej tajemnicy, aby jej nikt nie widział, zanosiła mięso i inne produkty najbiedniejszym rodzinom z ich miasteczka. To właśnie matka zadecydowała, że Karl był pierwszym żydowskim dzieckiem, które zaczęło się uczyć w katolickim przedszkolu prowadzonym w ich mieście przez siostry zakonne. Po skończeniu szkoły podstawowej Karl musiał wyjechać do Monachium, by tam uczyć się w średniej szkole. Zamieszkał na stancji w rodzinie Kohenów – ortodoksyjnych Żydów. W Monachium przed Karlem otworzył się nowy świat, o którym do tej pory wiedział tylko z lektury, a więc sale koncertowe, muzea, teatry, opery, kościoły, parki... W tym czasie Karl odkrył, że muzyka jest najbardziej bezpośrednim wyrazem rzeczywistości duchowych; wchłaniał atmosferę religijnego świata takich kompozytorów jak Bach czy Mozart, a w genialnym dziele Beethovena Missa odkrywał sfery, które jego zdaniem znalazły swoje werbalne ujęcie w dziełach św. Jana od Krzyża (s. 44). W Monachium wzrastał w atmosferze żydowskiej ortodoksji, a z drugiej strony był świadkiem rodzenia się rewolucji społecznej inspirowanej pismami Karola Marksa. Atmosfera autentycznej religijności w rodzinie Kohenów sprawiła, że Karl zaczął gorliwie się modlić, zachowywać wszystkie przepisy ortodoksyjnego judaizmu, zabrał się do nauki języka hebrajskiego i studiowania Pisma Świętego. Jednocześnie, widząc nędzę i niesprawiedliwość, z jaką są traktowani robotnicy, zaczął sam, jako 13-letni chłopiec, studiować dzieła Marksa i podstawy filozofii Hegla. Po swoim nawróceniu na katolicyzm pisał, że Marks miał żarliwy zmysł sprawiedliwości i stąd wynikała jego wściekłość na tych, którzy z żądzy zysku traktowali religię jako „opium dla ludu”. Jednak marksistowska sprawiedliwość bez Boga staje się czymś bardzo niebezpiecznym, ponieważ w końcu rodzi monstrum, które daleko prześciga kapitalizm w zniewalaniu i nieludzkim okrucieństwie. Tuż przed pierwszą wojną światową rozpoczął się wieloletni okres buntu niemieckiej młodzieży przeciwko sposobowi życia pokolenia ich rodziców. Ruch Młodzieży Niemieckiej był pod wpływem antychrześcijańskiej filozofii Marksa i Nietzschego. Karl po latach wspomina, że po pierwszej wojnie światowej widział wielkie oddziaływanie tych ateistycznych ideologii na monachijską młodzież. Ten sam ideologiczny trend występował w ówczesnym Ruchu Młodzieży Żydowskiej w Niemczech. Karl pisze, że tylko on i jego kolega Rudi Herz z grupy Młodych Żydowskich Wędrowników z czasem zwrócili się do religii, natomiast dla pozostałych religijna tradycja żydowska w ogóle nie istniała. Prawie wszyscy z prawdziwie religijnym zapałem wyznawali socjalistyczną sprawiedliwość i miłosierdzie, a w późniejszych latach zostawali działaczami międzynarodówek socjalistycznych, komunistycznych lub ruchu syjonistycznego. Po szkole średniej Karl rozpoczął studia medyczne. W pierwszym okresie monachijskich studiów z wielką gorliwością prowadził życie ortodoksyjnego Żyda. Skrupulatnie przestrzegał przepisów żywieniowych, podczas modlitwy owijał się modlitewnym szalem, a na czoło zakładał tefilin – skórzane paski z pudełeczkiem, w którym są zwitki pergaminu z fragmentami Księgi Wyjścia i Księgi Powtórzonego Prawa. 10 marca 1925 roku Karl otrzymał niezwykle bolesną wiadomość o śmierci swojej matki. Po kilku latach studiów związał się z radykalnymi grupami studenckimi, odwrócił się od praktykowania wszelkich form religijności i stał się zwolennikiem materializmu dialektycznego. Lata studiów przeżywał szczęśliwie i beztrosko, a problemy religijne były dla niego odległymi formami abstrakcji. Podczas wizyty w domu rodzinnym swojego przyjaciela, Ericha von Baeyera (jego ojciec, znany chirurg-ortopeda, był profesorem na uniwersytecie w Heidelbergu) Karl po raz pierwszy spotkał siostrę Ericha, piękną Liselotte, swoją przyszłą żonę. Zafascynowany wspaniałą atmosferą panującą w domu państwa Baeyerów Karl, ku swojemu wielkiemu zdumieniu, szybko się zorientował, jak wielką rolę odgrywa w tej rodzinie niepiśmienna starsza służąca i niania, Katia Huber, bardzo pobożna katoliczka. Codziennie o szóstej rano chodziła na Mszę św. i dużo się modliła, zachowując przy tym specyficzne poczucie humoru i wielką mądrość. Była szanowana i lubiana przez wszystkich domowników oraz licznych gości, naukowców i profesorów, wśród których wielu było laureatami Nagrody Nobla. Postawa i religijność Kati Huber dała mu dużo do myślenia. Przez jeden rok, od 1931 r., Karl był stażystą w Uniwersyteckiej Klinice Medycznej we Frankfurcie u prof. Volharda, gdzie nie tylko pełnił funkcję asystenta podczas wykładów, ale pracował również na oddziale kardiologicznym i w laboratorium. Także tutaj wielki wpływ wywarł na niego kontakt z katolikami, którzy odznaczali się niezwykłą ofiarnością i oddaniem w służbie chorym. Byli to między innymi: pielęgniarka oddziałowa na kardiologii, doktor Hildebrand, przewodniczący wydziału Fizyki Stosowanej w Medycynie – prof. F. Dessauer, słynny przywódca niemieckiego katolicyzmu. Dessauer był jednym z pionierów prześwietlania i leczenia promieniami Roentgena oraz twórcą urządzenia, które rejestrowało kosmiczne promieniowanie gamma na liczniku Geigera. Jako członek parlamentu z ramienia Katolickiego Centrum, profesor Dessauer odznaczał się niespotykaną wprost odwagą, demaskował ogrom zła, jakie niósł ze sobą dochodzący do władzy w Niemczech nazizm. Był głęboko religijnym człowiekiem, a przy tym mistykiem i ascetą. Karl był pod wielkim wrażeniem tych niezwykłych osobowości, ale jeszcze nie dojrzał do tego, aby całkowicie odrzucić materializm dialektyczny. Latem 1932 r. prof. Volhard zdecydował, że Stern ma wyjechać jako stypendysta Rockefellera na podyplomowe studia z psychiatrii i neurologii, do Niemieckiego Instytutu Badań nad Psychiatrią w Monachium. Był to pierwszy instytut badań nad psychiatrią w świecie. Gościli tam naukowcy prawie ze wszystkich krajów. Niestety, na oddziale genetyki profesorowie wyznawali biologiczny rasizm, utrzymując, że zachowanie człowieka uzależnione jest od wrodzonych cech odziedziczonych po przodkach. Te poglądy negujące wolność człowieka były ukształtowane przez rasistowską, antychrześcijańską i antysemicką literaturę drugiej połowy dziewiętnastego wieku. Stern w pewnym momencie uświadomił sobie, obserwując zwiększające się poparcie dla partii hitlerowskiej wśród elit naukowych, że odrzucenie trwałych zasad moralnych oraz etyki judeochrześcijańskiej, doprowadziło do powstania jakby nowego pokolenia naukowo wyszkolonych inżynierów zniszczenia. Stern napisał, że zimne, intelektualne podejście do spraw należących w istocie do sfery ducha jest jednym ze śmiertelnych grzechów naszej epoki (s.146). Eksterminacja psychicznie chorych przez hitlerowców, obozy koncentracyjne i fabryki śmierci to był owoc urządzania społeczeństwa bez Boga, na tak zwanych „zasadach naukowych”. Stern, jako bystry obserwator widział, że temu barbarzyństwu zdecydowanie sprzeciwiali się tylko prawdziwi chrześcijanie, ludzie głębokiej wiary. I tak na przykład w miejscowości Bethel, w zachodnich Niemczech, luterański pastor Bodelschwingh założył wielką kolonię niedorozwiniętych umysłowo i epileptyków. Kiedy naziści zaczęli poddawać eutanazji psychicznie chorych, pastor powiedział hitlerowskim władzom, że jest gotowy razem ze swoimi podopiecznymi iść na śmierć. Tylko dzięki jego międzynarodowej sławie naziści całą kolonię i jego samego zostawili w spokoju. Po dojściu Hitlera do władzy 1 lutego 1933 roku, w czasie narastającej nagonki antysemickiej, dla Sterna stawało się jasne, że jedynym, co liczy się na tym świecie, jest siła przekonań moralnych. Natomiast tak zwane demokratyczne społeczeństwo, odarte z wszelkich transcedentnych wartości i judeochrześcijańskiej tradycji, szybko przeradza się w zbrodniczy totalitaryzm. W rozmowach z bardzo miłymi i kulturalnymi pracownikami instytutu, którzy jako naziści wyznawali neopogańską religię niemiecką, Stern odkrył prawdziwe podłoże nazistowskiej rewolucji. Judeochrześcijański sposób myślenia był według nich całkowicie obcy dla narodów Europy, a Biblia i nauka Chrystusa przyczyniały się, ich zdaniem, do pogłębiania w ludziach katastrofalnego poczucia winy i niepewności. Z tego powodu dla nazistów jedynym wyjściem było całkowite odrzucenie judaizmu i chrześcijaństwa i przyjęcie „prawdziwego indogermańskiego” ducha Europy. Tak więc ich nazistowska nienawiść do Żydów była równocześnie nienawiścią do Chrystusa i chrześcijaństwa. Duży wpływ na Sterna wywarł czołowy niemiecki psychoterapeuta, prof. Rudolf Laudenheimer. Przez dwa i pół roku pod jego kierunkiem poddał się procesowi psychoanalizy, która doprowadziła do tego, że Karl Stern z wyznawcy materializmu dialektycznego stał się człowiekiem całkowicie przekonanym o pierwszeństwie Ducha. Po 10 latach fascynacji filozofią Schopenhauera, Kanta, Hegla i wiary w materializm dialektyczny Marksa, Stern wrócił do ortodoksyjnej synagogi, aby przez modlitwę i studium Pisma św. odkrywać Życie i Prawdę, której nie można było znaleźć w barbarzyńskim świecie stworzonym przez nazizm. Karl z całym przekonaniem zaczął wierzyć w absolutną prawdziwość Objawienia i przyjście osobowego Mesjasza. W tym czasie znaczącą duchową rolę odegrali w jego życiu państwo Yamagiwa oraz Bertha Flamm. Profesor Yamagiwa i jego żona byli Japończykami nawróconymi na chrześcijaństwo. Stern był dla nich pierwszym Żydem, którego poznali i dlatego stał się przedmiotem ich szczególnego zainteresowania, które z czasem przerodziło się w szczerą przyjaźń. Frau Bertha Flamm była katoliczką, pracowała w laboratorium Instytutu Neuropatologii. Codziennie w drodze do pracy chodziła na poranną Mszę św., odznaczała się głębokim życiem modlitwy, a także niezwykłą sumiennością i cierpliwością w pracach histologicznych. Fascynowała wszystkich swoją osobowością, każdy z jakiegoś powodu darzył ją wielką sympatią. Na przykładzie tych osób Stern widział, jak autentyczna religijność przemienia ludzkie serca i czyni je wrażliwymi, kochającymi i czułymi. Spotkanie państwa Yamagiwa z panią Flamm i Karlem Sternem zaowocowało głęboką przyjaźnią. Oto spotkałem przedstawicieli rasy japońskiej – pisał po latach Stern – i germańskiej, myślących i czujących tak samo, jak ja, zupełnie innych od otaczających nas pogan, a jednak różniących się od moich braci Żydów, którzy nie byli religijni lub stali się agnostykami. Otaczał mnie ocean zdrady, podłości, sprytu i okrucieństwa (...) – i oto znalazłem ludzi z obcych narodów, którzy nosili wyryte w sercach słowa Dawida i Izajasza. Był to prawdziwy cud (s.207). W grudniu 1933 r. przechodząc ulicą Stern zauważył ulotkę na tablicy ogłoszeń jakiegoś kościoła. Informowała ona o kazaniach adwentowych na temat: Judaizm i chrześcijaństwo, które miał wygłosić kard. Faulhaber. Był to czas ostrych ataków nazistów na Kościół katolicki. Zainteresowany tematyką kazań, Stern wybrał się razem ze swoim bratem w niedzielny wieczór do kościoła St. Michael. Ludzi było tak dużo, że nie mieścili się w kościele. Kardynał mówił, że Jezus był Żydem, a Bóg Starego Testamentu jest równocześnie Bogiem Nowego Testamentu, analizował słynne rozdziały listu św. Pawła do Rzymian dotyczące Narodu Wybranego. Kazanie to zrobiło wielkie wrażenie na Sternie. Po raz pierwszy usłyszał o tym, co pisał św. Paweł na temat postchrześcijańskiego judaizmu. Do tej pory był przekonany, że chrześcijaństwo jest sektą, zmodyfikowaną formą judaizmu. Podczas kazania uświadomił sobie, że przecież spełniło się to, co zapowiadali prorocy, a mianowicie, że dzięki Mesjaszowi Boże Słowo dotrze nawet do „najdalszych wysp”. Nie można zaprzeczyć, że tak właśnie się stało – napisał Stern – Wystarczy się chwilę zastanowić: oto kiedyś istniał na peryferiach Imperium Rzymskiego maleńki naród, pogrążony w oceanie innych wyznań, zazdrośnie strzegący cennego skarbu Objawienia za murami swojego Miasta – a teraz ja, dwa tysiące lat później, słuchałem tych, którzy nie należeli do Izraela według ciała, ale bronili Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, Boga Mojżesza, Izajasza i Hioba, zupełnie jakby od tego zależało ich życie (s. 209). Jako członek Narodu Wybranego, Stern nosił w sobie specyficzne poczucie dumy, bo przecież chrześcijaństwo wyrosło z judaizmu. I nagle z tej pewności Stern został wytrącony przez uświadomienie sobie dwóch niezbitych faktów. Pierwszym był fakt podtrzymywania muru segregacji rasowej, budowanego zarówno przez nazistów, jak i Żydów. Niech nikt się nie łudzi – pisał – religia żydowska aż do dnia dzisiejszego opiera się na założeniu, że Objawienie jest sprawą narodową i że Mesjasz, który ma przyjść do narodów, jeszcze nie nadszedł (...). Objawienie nadal przechowuje się w drogocennym naczyniu Narodu. Wystarczy popatrzeć na naszą liturgię, aby się przekonać, że tak jest w istocie. Religia żydowska była zawsze segregacją rasową. Nie można przy tym zapominać, że była to segregacja rasowa najszlachetniejszej, najwyższej próby – przyjmująca niejako formę metafizyczną. Był to rasizm całkowicie przeciwstawny do tego, który reprezentowali naziści, ale przez to nie przestawał być rasizmem. Był to rasizm w najwyższym, boskim stopniu uzasadniony – pod warunkiem, że jego podstawowe założenie było właściwe, to mianowicie, iż nadal należy oczekiwać Namaszczonego. Drugim faktem było przyjście Jezusa przede wszystkim do Żydów, aby objawić im, że to On jest Mesjaszem, Synem Boga żywego. A więc pytanie, czy Jezus jest rzeczywiście Tym, za kogo się podawał, oczekuje na jednoznaczną odpowiedź. Karl Stern pisał: W ten sposób wypłynąłem na bardzo niebezpieczne wody. Wyrosłem w materialistycznym świecie, pracowałem przez wiele lat w laboratoriach naukowych – gdzie niejako zakładano agnostycyzm i materializm – i w końcu z dumą wyznałem na nowo, przynajmniej przed sobą samym, absolutną realność spraw duchowych. Śmiały i prowokujący okrzyk XVII-wiecznego matematyka, Pascala, że Bóg „nie jest Bogiem filozofów, ale Bogiem Abrahama, Izaaka i Jakuba”, stał się moim własnym. I oto, niedługo po rozpoczęciu mojej podróży, natknąłem się na odwieczne pytanie: „A wy za kogo Mnie uważacie?” Co gorsza, w głębi serca czułem, że na to pytanie trzeba udzielić pełnej odpowiedzi i że nie da się tego uniknąć ani pójść na kompromis. Gdy się powiedziało A, trzeba powiedzieć B (s. 211). (cdn.)
Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|