|
|||
|
Autor: ks. Andrzej Trojanowski TChr, Na podobieństwo SercaCoraz więcej ludzi zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że ani pieniądz, ani konsumpcja, ani zdobycze techniki, ani nawet wiedza nie wystarczają do szczęścia. Wszystkie te rzeczy, do których człowiek tak wytrwale dąży, mogą nawet stworzyć bariery w osiąganiu prawdziwego szczęścia, wywołując zazdrości, podziały, wojny itd. Ludzie w głębi serca wiedzą, że szczęście nie znajduje się gdzie indziej, jak tylko w dobroci i miłości. Dlaczego miłość tak głęboko zakotwiczona jest w sercu człowieka? Dlaczego ona, jako jedyna, potrafi nadać sens życiu?
Po prostu dlatego, że zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, który jest miłością. Bóg uczynił ludzkie serce na podobieństwo swojego Serca i choć grzech zeszpecił tę podobiznę, to jednak jej nie zniszczył. Bóg nas kocha, to znaczy pragnie naszego szczęścia. Ponieważ nasze serce zostało utworzone na podobieństwo Serca Boskiego, to także dla nas prawdziwa miłość jest pragnieniem szczęścia drugich. W istocie rzeczy zostaliśmy stworzeni do tego, aby kochać i być kochanymi. Dla człowieka być powołanym do życia i powoływać życie to znaczy być umiłowanym i powoływać do miłości – tak jak Bóg: stworzył nas z miłości i po to, abyśmy kochali. Prymat miłości w sercu ludzkiej egzystencji jest prawdą prostą, dostępną każdemu człowiekowi. Z najbardziej powszechnego doświadczenia życiowego wynika, że abym stał się sobą, potrzebuję drugiego człowieka. I odwrotnie: by ktoś drugi stawał się sobą, muszę uznać go i obdarzyć miłością. Wynika stąd, że nie uznać drugiego człowieka i odmówić mu wszelkiej miłości to znaczy już go zniszczyć. Lecz ranić drugiego to znaczy niszczyć samego (samą) siebie. Śmierć dla miłości, odrzucenie innych i samozagłada stanowią elementy składowe jednego i tego samego dramatu.Wolność od miłości
Obecnie jesteśmy świadkami rozpowszechniania się modelu życia, który kwestionuje miłość jako jedyną zasadę pełnej samorealizacji i szczęścia. Konsumpcyjny styl życia upatruje w relacji miłości zagrożenia dla indywidualnego rozwoju jednostki. Uważa się, że zobowiązania wobec drugiego człowieka, jakie wynikają z wiernej miłości, ograniczają osobistą wolność. Nie ma wątpliwości, że miłość – czyli troska o autentyczne dobro drugiego – rodzi konkretne wyzwanie do działania na jego korzyść. Właśnie w tym wyzwaniu widzi się dziś zagrożenie dla wolności, uważając, że wolność polega na braku zobowiązań wobec kogokolwiek. Być wolnym – zgodnie z powyższą logiką – to znaczy: żyć tak, jak ja tego chcę, a nie tak, jak tego oczekuje miłość. W ten sposób wolność traktuje się i przeżywa jako prywatną posiadłość, której najpierw należy bronić, a następnie powiększać ją kosztem innych. Być szczęśliwym – zgodnie z powyższym myśleniem – to móc najpełniej zrealizować to, czego ja chcę. Jest oczywiste to, że dążyć do szczęścia w powyższym znaczeniu nie można inaczej, jak tylko poprzez kategoryczne odrzucenie miłości drugiego. Konsumpcyjny model życia unika odpowiedzialnej miłości ze strachu przed utratą osobistej wolności. Uważa się, że jedynie wolność od zobowiązań, powinności i zależności od innych stwarza jednostce warunki do zaspokojenia własnych potrzeb oraz rozwoju pragnień, aspiracji, naturalnych potencjałów... Atrakcyjnie to brzmi! Jednak w praktyce chodzi o nieograniczone rozwijanie pożądań i maksymalne ich zaspokajanie. Stosunek do drugiego człowieka, jaki wynika z miłości, podlega tu krańcowemu przeobrażeniu: jednostka nieustannie pożąda tego, co ktoś inny posiada, co inny wie i co potrafi. W sumie pożąda ona tego, czym ten ktoś inny jest. Wiadomo, że żądzy nie da się zrealizować inaczej, jak tylko na drodze zdobywczego zawłaszczania sobie osób i rzeczy. Mechanizm ten nieuchronnie uruchamia przemoc: swoje pożądania zaspokoi ten, kto jest silniejszy. Tak wkrada się śmierć… Zasada silniejszego
Koncepcja wolności, leżąca u podstaw cywilizacji śmierci, ma fatalny wpływ na małżeństwo i rodzinę. Najpierw samo pojęcie wierności małżeńskiej jest tu zakwestionowane. Dla kogoś, kto stawia przede wszystkim na realizację własnych pożądań, rzeczą absolutnie szkodliwą jest zaangażowanie się w miłość trwałą i odpowiedzialną. Pojawia się tu jedynie miejsce na miłość przezorną, podejrzliwą i kalkulującą: „kocham ciebie warunkowo, czyli tak długo, jak długo potrwa moje pożądanie w stosunku do ciebie”. Miłość, jako trwały proces wzajemnego darowania się i przyjmowania, zostaje zredukowana do swoistej pożądliwości serca. Wierność jest tu skąpo wydzielana i trwa jedynie na zasadzie tymczasowości. Kocha się drugą osobę nie ze względu na to, kim ona jest, lecz z racji przyjemności, jakiej ona dostarcza, oraz użyteczności, jaką prezentuje w danym momencie. Idea wzajemnej szczerości z zasady nie wchodzi tu w rachubę, ponieważ w interesie partnerów wcale nie leży wzajemne poznanie się i głębokie zjednoczenie. Jest to tak zwana wolna miłość, której skutkiem (a zarazem przyczyną) jest rozwód. Troska o zachowanie wolności zezwala mi na swobodne wycofanie się ze związku, ponieważ od samego początku miał on charakter warunkowy i prowizoryczny. Aby być wolnym, rezerwuję sobie prawo do orzekania wyroku śmierci dla miłości. Dla rodzicieli o czysto konsumpcyjnym nastawieniu do życia poczęcie dziecka oznacza perspektywę utraty ich własnej wolności. To, co dają dziecku, uważają za swoją osobistą stratę. Z przewagi silniejszego nie dopuszczają, aby nowe życie mogło oznaczać śmierć w jakimkolwiek wymiarze ich swobody życiowej. Tego typu postawa przygotowuje praktykę aborcji i dzieciobójstwa, lecz nie tylko: zapowiada eutanazję sędziwych rodziców przez dorosłe dzieci, które w osobach rodzicieli upatrują ograniczenia dla swej życiowej autonomii. Na drodze praktyki aborcji i eutanazji zaklęty krąg śmierci się zamyka: ci, którzy dzisiaj decydują o śmierci dla słabszych – jutro zostaną uśmierceni przez silniejszych od siebie. Horyzont śmierci
Żądza niepodzielnego stanowienia o swym życiu wyraża się także w stosunku do własnej śmierci. W samobójstwie – „asystowanym” czy nie – widzi się akt najwyższej wolności. Jeśli pojawia się perspektywa życia poza śmiercią (na przykład, gdy głosi się prawdę o powszechnym zmartwychwstaniu), to wolność ludzką zaczyna się uważać jako za zagrożoną przez tę perspektywę, poprzez tę nadzieję. Wolność, w tym duchu, domaga się więc również śmierci dla nieśmiertelności – dla Boga, który jest jej ostatecznym źródłem i gwarantem. Pragnienie jedynego stanowienia o swym losie prowadzi jednostkę do radykalnego odrzucenia Boskiego daru wieczności. Prawdziwą wielkość człowieka widzi się w jego pysze: w niepodzielnym prawie do zadawania śmierci sobie oraz innym. Człowiek, zamknięty w swej hermetycznej samotności, stoi przed perspektywą samozniszczenia poprzez śmierć totalną i definitywną. Paradoksalnie jednak wydaje się mu, że dopiero wtedy naprawdę jest wolny. Tego typu wizja życia jest rozpaczliwa, ponieważ po śmierci nie spodziewa się już niczego, a zarazem agresywna. Perspektywa nieuniknionej śmierci przyprawia człowieka o rodzaj „gorączki”, która mobilizuje go nie do „wykorzystywania obecnego czasu” (Ef 5, 16), lecz do jego niepohamowanego konsumowania na drodze realizacji pożądań. Ponieważ śmierć postrzegana jest jako absolutny koniec, więc czas życia jest czasem grzechu. Jest to czas „pożądania ciała, pożądania oczu i pychy tego życia” (1 J 2, 16) oraz zadufanej ufności wobec siebie samego (por. Rz 7, 5; 8, 5). Radykalne odrzucenie perspektywy życia wiecznego oznacza, że człowiek już został zwiedziony przez grzech. Wszystko to stanowi rodzaj potwierdzenia prawdy, że stworzony na podobieństwo Boga człowiek nie istnieje prawdziwie bez miłości. Darowanie się drugiemu pomnaża me własne istnienie, a opanowanie pożądliwości staje się początkiem prawdziwego życia. „Kto chce zachować swoje życie – straci je, a kto straci swoje życie z mego powodu – ten je zachowa”.
Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|