|
|||
|
Świadectwo, Stephen K. Ray wychowany został w pobożnej i kochającej rodzinie baptystów. Jego ojciec był diakonem i prowadził wykłady biblijne. Również Stephen mocno zaangażował się w Kościele baptystów jako wykładowca Biblii. Kiedy jego bliski przyjaciel, który był pastorem, nawrócił się i wstąpił do Kościoła katolickiego, Stephen razem ze swoją żoną zaczęli badać doktrynę Kościoła katolickiego. W ten sposób rozpoczęli fascynującą podróż cofając się w czasie do początków chrześcijaństwa. Po setkach godzin poświęconych na studium Biblii oraz pism pierwotnego Kościoła, przekonali się, że rzymskokatolicki Kościół został założony przez Chrystusa i tylko w nim jest pełnia prawdy. Zostali przyjęci do Kościoła katolickiego w Niedzielę Zesłania Ducha Świętego w 1994 r. Jako protestanci po wielu latach trudnych poszukiwań, wspólnie z moją żoną Janet, odkryliśmy w rzymskokatolickim Kościele wielki skarb, a mianowicie pełnię tego, co wyznajemy w credo: „jeden, święty, katolicki, i apostolski Kościół”. Po tym niesamowitym odkryciu postanowiliśmy razem z żoną i z czwórką naszych dzieci stać się członkami Kościoła katolickiego. Skrupulatne studium historii pierwotnego Kościoła pomogło nam poznać prawdę. To odkrycie stało się dla nas moralnym zobowiązaniem do podjęcia bardzo konkretnych decyzji życiowych. Jako protestanci byliśmy pełni wojowniczej wrogości w stosunku do Kościoła katolickiego. I tu nagle odkryliśmy, że to, co do tej pory z całą mocą zwalczaliśmy i czym pogardzaliśmy, jest w rzeczywistości cudownie prawdziwe i piękne, że tam jest pełnia prawdy. Dlaczego pełnia? Ponieważ Kościół katolicki ogarnia o wiele więcej, aniżeli kiedykolwiek wiedzieliśmy w całej naszej protestanckiej przeszłości – pełnię wiary przechowywanej poprzez wieki. Po nawróceniu nie odcinamy się od naszej chrześcijańskiej przeszłości, lecz stając się chrześcijanami katolikami, przeżywamy naszą wiarę w pełniejszy sposób. Katolicyzm jest antyczny, a jednak wiecznie młody i niezwykle pociągający siłą i pięknem prawdy. Protestancki światopogląd na życie i Kościół wyssałem z mlekiem matki. Wychowywałem się w środowisku przesiąkniętym amerykańską odmianą protestantyzmu: telewizyjne kazania Billy’ego Grahama, antykatolickie książki na półce mojego ojca, każdego tygodnia Niedzielna Szkoła. Dzięki wpływowi Billy Grahama moi rodzice nawrócili się, co wyryło niezatarte znamię również na moim życiu. Moja żona Janet pochodzi również z tradycyjnej protestanckiej rodziny. Jedna jej gałąź wywodzi się ze Szkocji, a druga ze zwolenników Husa, którzy uciekli przed prześladowaniami z Moraw. Zarówno ja, jak i Janet, jeszcze zanim się poznaliśmy, byliśmy bardzo gorliwymi wyznawcami Chrystusa, zgodnie z zasadami Kościoła baptystów. W młodzieńczych latach przeżyłem jednak okres buntu, w tym czasie nienawidziłem chodzenia do kościoła, bardziej pociągające było dla mnie łapanie żab lub gra w piłkę. Odbierałem chrześcijaństwo jako coś, co ogranicza moją wolność i dlatego przez pewien czas nie chciałem praktykować mojej wiary w taki sposób, jak to widziałem u moich rodziców. Jednak okres młodzieńczego buntu szybko minął. Zacząłem wierzyć z przekonaniem i gorliwością. Będąc studentem, zdecydowanie przeciwstawiałem się fali rewolucji seksualnej, która na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych przelewała się przez środowiska studenckie w Stanach Zjednoczonych. Wiedza i pragnienie poznania prawdy były i są moją pasją życiową. Zawsze nosiłem w sobie wielkie pragnienie poznania prawdy i stąd się wzięło moje zamiłowanie do czytania książek. Nie boję stawiać sobie najtrudniejszych pytań i szukać na nie odpowiedzi. Tak więc niekontrolowane emocje, ślepa wiara, niepewność lub presja środowiska nie miały absolutnie żadnego wpływu na moją decyzję opowiedzenia się za Chrystusem. Decydujące było dla mnie poznanie prawdy. Współczesny materializm w swoich wielu odmianach, daje bezsensowne odpowiedzi na najtrudniejsze pytania o sens ludzkiego życia, cierpienia i śmierci. Tak jest w sekularyzmie, panteizmie, marksizmie, egzystencjalizmie, New Age. Decyzję opowiedzenia się za chrześcijaństwem podjąłem w pełni świadomie i dobrowolnie znajdując w Ewangelii i chrześcijańskiej filozofii odpowiedź na najtrudniejsze pytania. Założenia Kościoła baptystówNależeliśmy z żoną do Kościoła baptystów, który jest jednym z licznych odłamów protestantyzmu. Wspólnota nasza była pod silnym wpływem fundamentalizmu protestanckiego. Kościół ten mocno podkreśla dosłowną interpretację Biblii, uznaje dziewicze poczęcie Jezusa, prawdę o cielesnym Zmartwychwstaniu, zadośćuczynienie przez krew Zbawiciela, niewidzialną jedność Kościoła itp. Jednoczącym elementem członków tego wyznania jest potępienie Kościoła rzymskokatolickiego. Takie były fundamenty naszej wiary, których z zapałem broniliśmy. Kościół baptystów ma swoje korzenie w szesnastowiecznej reformacji zapoczątkowanej przez Marcina Lutra (1483 – 1546), który twierdził, że do poznania całej prawdy objawionej potrzebnej do zbawienia wystarczy samo Pismo św. (sola scriptura). Według Lutra każdy może indywidualnie interpretować Pismo św. i dlatego nie są wcale potrzebne kryteria rozumienia natchnionych tekstów, podawane przez tradycję i autorytet wspólnoty Kościoła. Według Lutra tym, co decyduje o prawidłowym rozumieniu Pisma św., jest tylko indywidualna interpretacja i prywatny osąd. Natomiast autorytet Kościoła nie ma mocy obowiązującej. W ten sposób Luter odrzucił naukę katolicką, że cała prawda objawiona dociera do nas poprzez Pismo św. i tradycję Kościoła. Drugą ideą Lutra, na której budował protestantyzm, jest „sola fide”, czyli „sama wiara”. Według niego można się zbawić nie przez pełnienie dobrych uczynków, ale tylko przez „samą wiarę”. Chrystus dokonał naszego zbawienia i jako Sędzia wszechświata deklaruje, że ci, którzy uwierzą i osobiście przyjmą Go jako Pana i Zbawiciela, zostaną zbawieni, ponieważ wszystkie grzechy minione, obecne i przyszłe zostają automatycznie zgładzone. Nawet gdyby w przyszłości ktoś prowadził życie przepełnione grzechami i niemoralnością, niewiarą, apostazją, wtedy również można mieć pewność, że zbawienie ma zagwarantowane. Sama więc wiara, bez uczynków, zapewnia zbawienie. Przed nawróceniem oskarżałem Kościół katolicki o głoszenie „ewangelii uczynków”, a nie „ewangelii wiary”. Dopiero później odkryłem, że to twierdzenie Lutra jest sprzeczne z nauczaniem św. Pawła, który mówi o wierze działającej przez miłość (Ga 5, 6). Nauczanie Lutra o „sola fide” i „sola scriptura” doprowadziło wkrótce do rozłamu w Kościele, który trwa do dziś. Jeśli chodzi o sakramenty, które ustanowił Chrystus i przekazał Kościołowi, to w protestantyzmie ich znaczenie zostało zredukowane do samego symbolu. Natomiast w Kościele katolickim sakrament jest rozumiany jako widzialny znak niewidzialnej obecności Chrystusa. Początki powrotuPoślubiłem Janet 4 grudnia 1976 r. Czuliśmy się bardzo dobrze we wspólnocie Kościoła ewangelickiego. Tam przecież były nasze korzenie. Dwa razy pojechaliśmy do Europy, aby czerpać z samych źródeł naszego protestanckiego dziedzictwa oraz studiować teologię protestancką u znanego prezbiteriańskiego teologa i filozofa prof. Franciszka Schaeffera w Szwajcarii. Protestantyzm był naszą siłą dającą niezależność, impulsem do mojej kariery zawodowej i wychowania naszych dzieci, a także filozofią, która obudziła moje zainteresowanie i zachętę do czytania, studiowania, nauczania. Jednym słowem było to serce naszego życia. Lecz w miarę studiowania i poznawania protestanckiej teologii zacząłem odkrywać w niej wewnętrzne sprzeczności, mało istotne dyskusje, bardzo różniące się między sobą interpretacje tekstów Pisma św. Zauważyłem, że to były przyczyny, które doprowadziły do powstania wielu zwalczających się odłamów protestantyzmu. Ten podział Kościoła protestanckiego na setki najróżniejszych denominacji zaczął zadawać nam ból i był znakiem czegoś bardzo niepokojącego. Bez kontynuacji tradycji pierwotnego Kościoła protestantyzm zaczął nam się jawić jak gałąź bez drzewa albo skrzydło bez ptaka. W pierwszych 18 latach naszego małżeństwa razem z Janet odwiedziłem wiele protestanckich kościołów, w których dawaliśmy wykłady z Biblii. W miarę upływu lat zacząłem silnie odczuwać płytkość i wielkie braki w nauczaniu mojego Kościoła. Szczególnie odnosiło się to do teologicznej i historycznej kontynuacji Kościoła pierwszych wieków. Janet odczuwała niedosyt i rozczarowanie podczas nabożeństw. Często mówiła: „Trudno jest mi siedzieć i słuchać prostego kazania przez godzinę i nazywać to kultem oddanym Bogu”. Czasami rodziła się w nas myśl, aby założyć niezależną wspólnotę i rozpocząć prowadzenie „kościoła” w naszym domu; podobną prośbę wyrażali również nasi przyjaciele. (cdn.) Stephen K. Ray (oprac. ks. Mieczysław Piotrowski TChr) Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|