|
|||
|
Autor: Jan Bilewicz, Cześć! Pozdrawia Was starszy brat z Italii. Tym, którzy do mnie napisali, z serca dziękuję... Przeczytałem gdzieś o bardzo ciekawej rzeczy i bez długich wstępów chcę Wam to zrelacjonować. Współżycie seksualne jako świętoOtóż pewien poważny – jak się wydaje – instytut naukowy z Nowego Jorku przeprowadził niedawno badania dotyczące życia seksualnego mieszkańców 19 państw, w tym także Polski. Niestety, ich wyniki są bardzo smutne: tylko 20% mężczyzn i 18% kobiet jest zadowolonych ze swego życia seksualnego!... Wyobrażasz to sobie? Przeciętnie tylko co piąty mężczyzna znajduje we współżyciu seksualnym zadowolenie!... W Polsce jest jeszcze gorzej niż przeciętnie, bo tylko 12% kobiet i 12% mężczyzn odnajduje radość we współżyciu, a reszta uważa seks za „przykry obowiązek”... (głównymi powodami takiego stanu rzeczy są: alkoholizm, hedonizm oraz pornografia). Środki masowego przekazu przedstawiają seks jako niekończący się raj na ziemi, a tu tymczasem okazuje się on, dla ogromnej większości, „przykrym obowiązkiem”... Ale nic się nie martw! Zaraz Ci powiem, co zrobić, żeby się nie znaleźć w tej wielkiej grupie nieszczęśników. Nikt nie powinien mieć wątpliwości co do tego, że Pan Bóg chce, aby współżycie seksualne dawało człowiekowi satysfakcję. Mało tego: Pan Bóg, Twój i mój Stwórca, zaplanował współżycie seksualne jako święto, ucztę duchową, źródło autentycznej radości. Taki jest Boży plan! Mało tego: powiedział, co zrobić, żeby tak móc przeżywać współżycie! Powiedział! I nie myli się, bo sam nas stworzył jako istoty seksualne. Jeśli nawet na przykład konstruktor komputera wie, jak on działa, i wie, czego nie powinieneś robić, żeby go nie popsuć, to cóż dopiero Pan Bóg – nasz Stwórca!... W VI i IX przykazaniu Twój Stwórca mówi Ci, czego nie powinieneś robić, żeby nie popsuć swojego życia seksualnego, albo nawet swojego życia w ogóle. Problem w tym, że masz również edukatorów i doradców na przykład w tzw. czasopismach „dla młodzieży”, w telewizji itp., którzy uważają, że wiedzą lepiej niż Pan Bóg. Cóż za ciemnogród!... Można by zrobić takie porównanie: konstruktor komputera pisze w instrukcji, że należy się z nim obchodzić ostrożnie, a jacyś mądrale twierdzą uparcie, że gdyby przyszła Ci chętka, możesz zrzucić komputer ze stołu na podłogę. „Nie bój się – mówią – będzie szałowo! Śmiało!”. No i rzeczywiście mogłoby być szałowo, kto wie?... Na udzielaniu mniej więcej takich rad (które nazywają „nowoczesnymi” albo „naukowymi”) spędzają swoje bardzo smutne życie, czyniąc życie innych równie smutnym, jak ich własne... Co mówi Pan Bóg w VI i IX przykazaniu? Że masz zachować czystość przedmałżeńską w myślach, pragnieniach oraz czynach. Życie seksualne może być szczęśliwe tylko w małżeństwie. I będzie takie tylko wtedy, jeśli zachowasz czystość przedmałżeńską. Tak to zostało zaplanowane przez naszego Stwórcę; w okresie przedmałżeńskim zachowanie czystości, aby spokojnie dojrzeć emocjonalnie, intelektualnie i duchowo i żeby nauczyć się samokontroli w sferze seksualnej – a w ten sposób kochać. W małżeństwie zbiera się owoce zachowania albo niezachowania czystości przedmałżeńskiej – słodkie albo cierpkie… Zabawa z niewypałemJuż w okresie dojrzewania można zniszczyć w sobie zdolność do przeżywania w małżeństwie współżycia seksualnego jako święta, uczty duchowej oraz źródła autentycznej radości. Pornografia jest najskuteczniejszym do tego środkiem. Wszędzie obecna, dostępna bez większych ograniczeń, niezwykle pociągająca… Rodzice w domu nic na jej temat nie mówią, w szkole katechetą kto by się przejmował, natomiast sam Pan Prezydent mówi, że musi być (tak samo mówią różnego rodzaju dilerzy i mafiosi od pornografii…). Bez większego poczucia zagrożenia zaczyna się oglądać czasopisma czy kasety wideo. Przypomina to trochę zabawę z niewypałem: efekt jej jest piorunujący... Nawet przelotny kontakt z pornografią dla chłopaka w okresie dojrzewania odnosi przeważnie taki skutek. I bez tego ma on trudności z zachowaniem samokontroli w sferze seksualnej. Teraz z pewnością zostanie ona złamana, co wyraża się w samogwałcie… Nowe przeżycia, na początku bardzo przyjemne, nowa sytuacja, z którą młody człowiek nie potrafi sobie radzić (o ile w ogóle chce to robić). Jeżeli rzadko korzysta z sakramentów i mało się modli, jest bezsilny wobec szybko powstającego nałogu, który z czasem coraz bardziej się pogłębia. Zdarza się oczywiście, że niektórzy, umocnieni łaską Bożą, podejmują walkę i odnoszą sukces. Inni walczą wytrwale pomimo upadków. I to jest ważne. Istnieje kolosalna różnica między kimś, kto walczy, choć czasami upada, a kimś, kto się poddał i trwa w upadku, albo nawet nie podjął w ogóle walki. Walczyć mimo przegranych niektórych bitew nie oznacza przegranej wojny. Wojna nie jest przegrana, dopóki się walczy. Zupełnie inną rzeczą jest zrezygnować z walki i poddać się wrogowi, albo w ogóle uznać go za przyjaciela. „Superman”?Co się dzieje wówczas, kiedy mężczyzna rozpoczyna małżeństwo z nałogiem masturbacji?... Oczywiście żaden nałóg nie ustaje w momencie otrzymania świadectwa zawarcia ślubu. Do tego potrzebny jest osobisty wysiłek. Tym bardziej nie ustaje nałóg masturbacji, ponieważ po ślubie ma się wrażenie, że gdzie jak gdzie, ale w tej sferze nie jest potrzebny już wysiłek. Nie po to się żeni, żeby się teraz jeszcze wysilać. Tak się przeważnie myśli! Błędnie! Wyobraź sobie tę żonę... Na początku sądzi, że jest taka atrakcyjna, że mąż nie może bez niej wytrzymać. Zaczyna być nawet trochę dumna z siebie. Z czasem jednak powoli odkrywa, że jest traktowana instrumentalnie. I ta obserwacja jest trafna. Faktycznie tak jest! No i jak ma być zadowolona, jak ma się cieszyć ze współżycia, które polega na tym, że mąż masturbuje się przy pomocy jej ciała? Jak ma się cieszyć, skoro ma męża takiego uzależnionego biedaczka, nieboraczka, który nie potrafi sobie poradzić sam z sobą, a co gorsza jeszcze się mu wydaje, że jest supermanem. A jak wyjeżdża z domu na parę dni, to mąż nieboraczek musi się onanizować, no bo jest uzależniony. I to najbliższa osoba... Chciałaby być z niego dumna, no ale jak?! Chciałaby być przez niego kochana, szanowana, a on tymczasem jej używa. Siąść i zapłakać... I mąż też głęboko w sercu wcale nie jest zadowolony z takiego „współżycia”. Bo jak dorosły, normalny człowiek może być zadowolony z tego, że jest uzależniony, choćby nawet tego tak nie nazywał?... Co się dzieje potem? Idzie przeważnie za radą oświeconych, postępowych, nowoczesnych edukatorów seksualnych „z tytułami naukowymi” (może dlatego myślą, że wiedzą lepiej niż sam Pan Bóg?), którzy mówią, że lekarstwem na niezadowolenie w życiu seksualnym jest „urozmaicenie sobie miłości małżeńskiej”. Inspirację do dalszych rad czerpią z oglądania filmów pornograficznych. Oto źródło ich wiedzy! A więc można to robić raz na łóżku, a innym razem pod łóżkiem, a to stojąc na jednej nodze, a to na jednej ręce, a to na głowie… I taką cyrkową ekwilibrystykę nazywają „kochaniem się”! Stanie na głowie ma pobudzać, zwiększać miłość małżeńską, która gaśnie... No widzisz... A mnie się wydawało, że miłość małżeńską pobudza rozmowa, słuchanie siebie, intymne dzielenie się myślami i przeżyciami, szczerość, czułość, szacunek, ofiarność, nieszukanie swego, niepamiętanie złego, cierpliwość, wspólna modlitwa, korzystanie z sakramentów itd. – a nie stanie na głowie... Cóż za nieboraczki! Pomylili sobie wszystko. Postali faktycznie na głowie. Odbywanie stosunku seksualnego w jakiejś tam dziwacznej pozycji może pobudzać u kogoś pożądanie, zgadza się. Ale pożądanie to dokładne przeciwieństwo miłości. No i wyobraź sobie teraz tę żonę. Mąż mało, że uzależniony, to jeszcze zachowuje się trochę jak nienormalny... I dla niego to „urozmaicenie sobie miłości” nic nie zmienia. Po raz kolejny został po prostu – jak to się mówi – wpuszczony w maliny. Uzależnienie pozostało, a nawet się pogłębiło. Poza tym, co gorsza, jak może być normalny, dorosły mężczyzna zadowolony z robienia z czegoś, co ma być aktem miłości – cyrku? No jak? Jak łyk samogonuCzy człowiek uzależniony, na przykład od alkoholu, może być zadowolony, szczęśliwy z tego, że pije? Porównajmy pijaka i smakosza wina. Dwa zupełnie różne światy! Pierwszemu wypicie alkoholu przynosi nie tyle zadowolenie, ile ulgę. Wszystko mu jedno, co pije, byle jak najskuteczniej uśmierzyć nałóg. Smakoszowi wina natomiast wypicie alkoholu przynosi zadowolenie, a nie ulgę. Rozkoszuje się tym, co pije: zapachem, smakiem, kolorem wina. Gdyby przed pijakiem postawić kieliszek na przykład toskańskiego chianti, rocznik 1980, i kieliszek ordynarnego samogonu, wybierze samogon, bo przynosi większą ulgę... A gdyby wypił chianti, to nie dostrzeże, co pije – nie dostrzega subtelności. Byłby nawet chyba rozczarowany... Dla uzależnionego seksualnie nie jest ważne to, czym mogłoby być współżycie. Nie potrafi w nim dostrzec nic ważnego, nic pięknego. Nawet nie jest ważne dla niego, z kim współżyje – czy z żoną, czy nie. Chodzi o kobietę, która by chętnie zaspokajała jego nałóg. Nie wie, co to miłość. Zbyt duża subtelność... Myli mu się pożądanie z miłością... Smakosz wina nigdy nie ma tzw. kaca, bo nie nadużywa alkoholu. W przeciwieństwie do pijaka, który pije 3 razy więcej niż znieść może jego organizm… Niezadowolenie z życia seksualnego w małżeństwie to, obawiam się, często „kac moralny” spowodowany nadużywaniem seksualnym. Żeby współżycie małżeńskie było świętem, radością, przeżywaniem tajemnicy, ucztą duchową, aktem miłości i czułości, najintymniejszym aktem oddania się sobie, nie może polegać na zaspokajaniu uzależnienia seksualnego. A więc trzeba być wolnym! Tylko mężczyzna wolny może głęboko przeżywać małżeńskie współżycie i być z niego zadowolonym. Wolność zaś to nie robienie tego, na co ma się w danej chwili chętkę, ale zdolność wyboru dobra. Tak więc wolność to zdolność do wybierania i czynienia dobra, a powstrzymywania się od czynienia zła. Wybór dobra może być trudny. Pokusa do złego jest zawsze przyjemna. Ale od zła trzeba się powstrzymywać, ponieważ tam, gdzie zło, tam i Zły. A tam, gdzie Zły, tam zawsze zniewolenie, zaślepienie, destrukcja, cierpienie i śmierć… Myślę, że gdybyś przepisał sobie tę definicję 100 razy – albo jeszcze lepiej 500 razy – albo gdybyś się nauczył jej na pamięć i powtarzał codziennie 20 razy rano i 20 razy wieczorem, to byłoby to jakąś przeciwwagą dla tej propagandy, którą uprawiają za pomocą środków masowego przekazu różnego rodzaju „guru” otaczającej Cię kultury, nazywanej słusznie kulturą śmierci. Własne plany?Dotąd powiedziałem tylko część tego, co powinienem. Temat jest długi, jak się okazuje. Będę kontynuował w następnym liście. W każdym razie najważniejsze jest to, że Pan Bóg, nasz Stwórca, zaplanował okres przedmałżeński jako czas zachowania czystości w myślach, pragnieniach, słowach, uczynkach. Współżycie seksualne zaś zostało zaplanowane dla małżonków – i tylko dla małżonków. Taki jest Boży plan. Lepiej dla Was samych dostosować się do tych planów. Nie jesteśmy mądrzejsi od Pana Boga. Własne plany wypadają zawsze trochę śmiesznie... Można by zrobić takie porównanie: fortepian został zaplanowany do grania, a stół do jedzenia. Niektórzy zaś chcieliby jeść na fortepianie, a grać na stole... Trochę śmieszne. Trzymaj się! Niech Ci Pan błogosławi! Twój starszy brat, Jan Bilewicz Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|