Articles for Christians at TrueChristianity.Info. List do chłopców Christianity - Articles - Młodzież
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.                Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.                Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.                Czcij ojca swego i matkę swoją.                Nie zabijaj.                Nie cudzołóż.                Nie kradnij.                Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.                Nie pożądaj żony bliźniego swego.                Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.               
Portal ChrześcijańskiPortal Chrześcijański

Chrześcijańskie materiały

 
List do chłopców
   

Autor: Jan Bilewicz,
Miłujcie się! 5/2000 → Młodzież



Cześć!

Pozdrawia Was starszy brat z Ita­lii. Tym, którzy do mnie na­pi­sa­li, z ser­ca dzię­ku­ję... Prze­czy­ta­łem gdzieś o bar­dzo ciekawej rzeczy i bez długich wstę­pów chcę Wam to zre­la­cjo­no­wać.

Współżycie seksualne jako świę­to

Otóż pewien poważny – jak się wydaje – instytut naukowy z Nowego Jorku przeprowadził niedawno ba­da­nia dotyczące życia seksualnego miesz­kań­ców 19 państw, w tym także Pol­ski. Niestety, ich wyniki są bardzo smut­ne: tylko 20% mężczyzn i 18% kobiet jest zadowolonych ze swego życia seksualnego!... Wyobrażasz to sobie? Przeciętnie tylko co piąty męż­czy­zna znajduje we współżyciu sek­su­al­nym zadowolenie!...

W Polsce jest jeszcze gorzej niż przeciętnie, bo tylko 12% kobiet i 12% mężczyzn odnajduje radość we współ­ży­ciu, a reszta uważa seks za „przy­kry obo­wią­zek”... (głów­nymi po­wo­dami takiego stanu rze­czy są: al­ko­ho­lizm, hedonizm oraz por­no­gra­fia). Środ­ki ma­so­we­go prze­ka­zu przed­sta­wia­ją seks jako nie­koń­czą­cy się raj na zie­mi, a tu tym­cza­sem okazuje się on, dla ogrom­nej więk­szo­ści, „przy­krym obo­wiąz­kiem”... Ale nic się nie martw! Zaraz Ci powiem, co zro­bić, żeby się nie zna­leźć w tej wiel­kiej gru­pie nie­szczę­śni­ków.

Nikt nie po­wi­nien mieć wąt­pli­wo­ści co do tego, że Pan Bóg chce, aby współ­ży­cie sek­su­al­ne dawało czło­wie­ko­wi sa­tys­fak­cję. Mało tego: Pan Bóg, Twój i mój Stwór­ca, za­pla­no­wał współ­ży­cie sek­su­al­ne jako święto, ucztę du­cho­wą, źró­dło au­ten­tycz­nej ra­do­ści. Taki jest Boży plan! Mało tego: po­wie­dział, co zro­bić, żeby tak móc prze­ży­wać współ­ży­cie! Powiedział! I nie myli się, bo sam nas stwo­rzył jako isto­ty sek­su­al­ne. Je­śli nawet na przykład kon­struk­tor kom­pu­te­ra wie, jak on dzia­ła, i wie, cze­go nie po­wi­nie­neś robić, żeby go nie po­psuć, to cóż dopiero Pan Bóg – nasz Stwór­ca!... W VI i IX przy­ka­za­niu Twój Stwór­ca mówi Ci, cze­go nie po­wi­nie­neś ro­bić, żeby nie po­psuć swo­je­go ży­cia sek­su­al­ne­go, albo nawet swo­je­go życia w ogó­le.

Problem w tym, że masz rów­nież edu­ka­to­rów i do­rad­ców na przy­kład w tzw. cza­so­pi­smach „dla mło­dzie­ży”, w telewizji itp., któ­rzy uwa­ża­ją, że wiedzą lepiej niż Pan Bóg. Cóż za ciem­no­gród!... Można by zrobić takie po­rów­na­nie: konstruktor kom­pu­te­ra pi­sze w instrukcji, że należy się z nim obchodzić ostrożnie, a jacyś mą­dra­le twierdzą uparcie, że gdyby przy­szła Ci chętka, możesz zrzucić kom­pu­ter ze stołu na podłogę. „Nie bój się – mó­wią – bę­dzie szałowo! Śmia­ło!”. No i rze­czy­wi­ście mo­gło­by być sza­ło­wo, kto wie?... Na udzie­la­niu mniej wię­cej ta­kich rad (któ­re na­zy­wa­ją „no­wo­cze­sny­mi” albo „na­uko­wy­mi”) spę­dza­ją swo­je bardzo smut­ne życie, czy­niąc życie in­nych rów­nie smutnym, jak ich wła­sne...

Co mówi Pan Bóg w VI i IX przykazaniu? Że masz zachować czy­stość przedmałżeńską w myślach, pra­gnie­niach oraz czynach. Życie seksualne może być szczęśliwe tylko w mał­żeń­stwie. I będzie takie tylko wtedy, jeśli zachowasz czystość przedmałżeńską. Tak to zostało zaplanowane przez na­sze­go Stwórcę; w okresie przed­mał­żeń­skim zachowanie czystości, aby spo­koj­nie dojrzeć emocjonalnie, in­te­lek­tu­al­nie i duchowo i żeby nauczyć się samokontroli w sferze seksualnej – a w ten sposób kochać. W małżeństwie zbiera się owoce zachowania albo nie­za­cho­wa­nia czystości przed­mał­żeń­skiej – słodkie albo cierpkie…

Zabawa z niewypałem

Już w okresie dojrzewania moż­na zniszczyć w sobie zdolność do prze­ży­wa­nia w małżeństwie współżycia seksualnego jako święta, uczty du­cho­wej oraz źródła autentycznej radości. Pornografia jest najskuteczniejszym do tego środkiem. Wszędzie obecna, do­stęp­na bez większych ograniczeń, nie­zwy­kle pociągająca… Rodzice w domu nic na jej temat nie mówią, w szkole katechetą kto by się przejmował, na­to­miast sam Pan Prezydent mówi, że musi być (tak samo mówią różnego rodzaju dilerzy i mafiosi od por­no­gra­fii…). Bez większego poczucia za­gro­że­nia zaczyna się oglądać czasopisma czy kasety wideo. Przypomina to tro­chę zabawę z niewypałem: efekt jej jest piorunujący...

Nawet przelotny kontakt z pornografią dla chłopaka w okresie dojrzewania odnosi przeważnie taki skutek. I bez tego ma on trudności z za­cho­wa­niem samokontroli w sferze sek­su­al­nej. Teraz z pewnością zostanie ona złamana, co wyraża się w sa­mo­gwał­cie… Nowe przeżycia, na początku bar­dzo przyjemne, nowa sytuacja, z którą młody człowiek nie potrafi sobie ra­dzić (o ile w ogóle chce to robić). Je­że­li rzadko korzysta z sakramentów i mało się modli, jest bezsilny wobec szyb­ko powstającego nałogu, który z czasem coraz bardziej się pogłębia.

Zdarza się oczywiście, że nie­któ­rzy, umocnieni łaską Bożą, po­dej­mu­ją walkę i odnoszą sukces. Inni walczą wytrwale pomimo upadków. I to jest ważne. Istnieje kolosalna róż­ni­ca między kimś, kto walczy, choć czasami upada, a kimś, kto się poddał i trwa w upadku, albo nawet nie pod­jął w ogóle walki. Walczyć mimo prze­gra­nych niektórych bitew nie ozna­cza przegranej wojny. Wojna nie jest prze­gra­na, dopóki się walczy. Zupełnie inną rzeczą jest zrezygnować z walki i poddać się wrogowi, albo w ogóle uznać go za przyjaciela.

„Superman”?

Co się dzieje wówczas, kiedy mężczyzna rozpoczyna małżeństwo z nałogiem masturbacji?... Oczywiście żaden na­łóg nie ustaje w momencie otrzy­ma­nia świadectwa zawarcia ślubu. Do tego potrzebny jest oso­bi­sty wy­si­łek. Tym bardziej nie ustaje nałóg ma­stur­ba­cji, ponieważ po ślu­bie ma się wra­że­nie, że gdzie jak gdzie, ale w tej sfe­rze nie jest potrzebny już wysiłek. Nie po to się żeni, żeby się teraz jesz­cze wysilać. Tak się prze­waż­nie myśli! Błęd­nie!

Wyobraź sobie tę żonę... Na początku sądzi, że jest taka atrakcyjna, że mąż nie może bez niej wytrzymać. Zaczyna być nawet trochę dumna z sie­bie. Z czasem jednak powoli od­kry­wa, że jest traktowana in­stru­men­tal­nie. I ta obserwacja jest trafna. Faktycznie tak jest! No i jak ma być zadowolona, jak ma się cieszyć ze współżycia, któ­re polega na tym, że mąż masturbuje się przy pomocy jej ciała? Jak ma się cieszyć, skoro ma męża takiego uza­leż­nio­ne­go biedaczka, nieboraczka, któ­ry nie potrafi so­bie poradzić sam z sobą, a co gorsza jeszcze się mu wydaje, że jest su­per­ma­nem. A jak wy­jeż­dża z domu na parę dni, to mąż nie­bo­ra­czek musi się onanizować, no bo jest uza­leż­nio­ny. I to najbliższa oso­ba... Chcia­ła­by być z niego dum­na, no ale jak?! Chcia­ła­by być przez nie­go ko­cha­na, sza­no­wa­na, a on tym­cza­sem jej używa. Siąść i zapłakać...

I mąż też głęboko w sercu wca­le nie jest za­do­wo­lo­ny z ta­kie­go „współ­ży­cia”. Bo jak dorosły, nor­mal­ny czło­wiek może być za­do­wo­lo­ny z tego, że jest uzależniony, choć­by na­wet tego tak nie nazywał?... Co się dzie­je potem? Idzie przeważnie za radą oświe­co­nych, po­stę­po­wych, no­wo­cze­snych edu­ka­to­rów seksualnych „z ty­tu­ła­mi na­uko­wy­mi” (może dla­te­go my­ślą, że wiedzą lepiej niż sam Pan Bóg?), któ­rzy mó­wią, że le­kar­stwem na nie­za­do­wo­le­nie w życiu sek­su­al­nym jest „uroz­ma­ice­nie so­bie miłości mał­żeń­skiej”. In­spi­ra­cję do dalszych rad czer­pią z oglą­da­nia filmów por­no­gra­ficz­nych. Oto źródło ich wie­dzy! A więc moż­na to robić raz na łóż­ku, a innym ra­zem pod łóżkiem, a to sto­jąc na jed­nej no­dze, a to na jednej ręce, a to na gło­wie… I taką cyr­ko­wą ekwi­li­bry­sty­kę na­zy­wa­ją „ko­cha­niem się”! Sta­nie na gło­wie ma po­bu­dzać, zwięk­szać mi­łość mał­żeń­ską, która ga­śnie... No wi­dzisz... A mnie się wy­da­wa­ło, że mi­łość mał­żeń­ską pobudza roz­mo­wa, słu­cha­nie sie­bie, in­tym­ne dzie­le­nie się my­śla­mi i prze­ży­cia­mi, szcze­rość, czu­łość, sza­cu­nek, ofiar­ność, nieszu­ka­nie swe­go, niepa­mię­ta­nie złe­go, cier­pli­wość, wspólna modlitwa, ko­rzy­sta­nie z sa­kra­men­tów itd. – a nie sta­nie na gło­wie...

Cóż za nieboraczki! Pomylili sobie wszystko. Postali faktycznie na gło­wie. Odbywanie stosunku sek­su­al­ne­go w jakiejś tam dziwacznej pozycji może pobudzać u kogoś pożądanie, zgadza się. Ale pożądanie to do­kład­ne prze­ci­wień­stwo miłości.

No i wyobraź sobie teraz tę żonę. Mąż mało, że uzależniony, to jeszcze zachowuje się trochę jak nie­nor­mal­ny... I dla niego to „uroz­ma­ice­nie sobie miłości” nic nie zmienia. Po raz kolejny został po prostu – jak to się mówi – wpuszczony w maliny. Uza­leż­nie­nie pozostało, a nawet się po­głę­bi­ło. Poza tym, co gorsza, jak może być normalny, dorosły mężczyzna za­do­wo­lo­ny z robienia z czegoś, co ma być aktem miłości – cyrku? No jak?

Jak łyk samogonu

Czy człowiek uzależniony, na przykład od alkoholu, może być zadowolony, szczęśliwy z tego, że pije? Po­rów­naj­my pijaka i smakosza wina. Dwa zu­peł­nie różne światy! Pierwszemu wypicie alkoholu przynosi nie tyle za­do­wo­le­nie, ile ulgę. Wszystko mu jed­no, co pije, byle jak najskuteczniej uśmie­rzyć nałóg. Smakoszowi wina natomiast wypicie alkoholu przynosi za­do­wo­le­nie, a nie ulgę. Rozkoszuje się tym, co pije: zapachem, smakiem, kolorem wina. Gdyby przed pijakiem postawić kieliszek na przykład toskańskiego chianti, rocz­nik 1980, i kieliszek ordynarnego samogonu, wybierze samogon, bo przy­no­si większą ulgę... A gdyby wypił chianti, to nie dostrzeże, co pije – nie dostrzega subtelności. Byłby nawet chyba rozczarowany...

Dla uzależnionego seksualnie nie jest ważne to, czym mogłoby być współ­ży­cie. Nie potrafi w nim do­strzec nic ważnego, nic pięk­ne­go. Nawet nie jest ważne dla niego, z kim współżyje – czy z żoną, czy nie. Chodzi o kobietę, która by chęt­nie za­spo­ka­ja­ła jego nałóg. Nie wie, co to miłość. Zbyt duża sub­tel­ność... Myli mu się pożądanie z mi­ło­ścią... Sma­kosz wina nigdy nie ma tzw. kaca, bo nie nadużywa al­ko­ho­lu. W prze­ci­wień­stwie do pi­ja­ka, który pije 3 razy więcej niż znieść może jego or­ga­nizm… Nie­za­do­wo­le­nie z życia sek­su­al­ne­go w mał­żeń­stwie to, obawiam się, często „kac moralny” spo­wo­do­wa­ny nad­uży­wa­niem seksualnym.

Żeby współżycie małżeńskie było świętem, radością, prze­ży­wa­niem tajemnicy, ucztą duchową, aktem mi­ło­ści i czułości, najintymniejszym ak­tem oddania się sobie, nie może po­le­gać na zaspokajaniu uzależnienia sek­su­al­ne­go. A więc trzeba być wolnym! Tylko mężczyzna wolny może głę­bo­ko przeżywać małżeńskie współ­ży­cie i być z niego zadowolonym.

Wolność zaś to nie robienie tego, na co ma się w danej chwili chęt­kę, ale zdolność wyboru dobra. Tak więc wolność to zdol­ność do wy­bie­ra­nia i czy­nie­nia do­bra, a po­wstrzy­my­wa­nia się od czy­nie­nia zła. Wybór do­bra może być trud­ny. Po­ku­sa do złe­go jest za­wsze przy­jem­na. Ale od zła trze­ba się po­wstrzy­my­wać, ponieważ tam, gdzie zło, tam i Zły. A tam, gdzie Zły, tam zawsze znie­wo­le­nie, za­śle­pie­nie, de­struk­cja, cier­pie­nie i śmierć…

Myślę, że gdybyś przepisał so­bie tę definicję 100 razy – albo jeszcze lepiej 500 razy – albo gdybyś się na­uczył jej na pamięć i powtarzał codziennie 20 razy rano i 20 razy wieczorem, to byłoby to jakąś przeciwwagą dla tej propagandy, którą uprawiają za po­mo­cą środków masowego prze­ka­zu różnego ro­dza­ju „guru” ota­cza­ją­cej Cię kultury, nazywanej słusz­nie kul­tu­rą śmierci.

Własne plany?

Dotąd po­wie­dzia­łem tylko część tego, co po­wi­nie­nem. Temat jest dłu­gi, jak się okazuje. Będę kon­ty­nu­ował w następnym li­ście. W każdym razie naj­waż­niej­sze jest to, że Pan Bóg, nasz Stwórca, zaplanował okres przed­mał­żeń­ski jako czas za­cho­wa­nia czy­sto­ści w myślach, pragnieniach, sło­wach, uczynkach. Współżycie sek­su­al­ne zaś zostało zaplanowane dla małżonków – i tylko dla małżonków. Taki jest Boży plan. Lepiej dla Was samych do­sto­so­wać się do tych pla­nów. Nie jesteśmy mądrzejsi od Pana Boga. Wła­sne pla­ny wypadają zawsze trochę śmiesz­nie... Można by zrobić takie po­rów­na­nie: fortepian został za­pla­no­wa­ny do gra­nia, a stół do jedzenia. Nie­któ­rzy zaś chcieliby jeść na for­te­pia­nie, a grać na stole... Trochę śmiesz­ne.

Trzymaj się! Niech Ci Pan błogosławi!

Twój star­szy brat, Jan Bi­lewicz

Zamów prenumeratę

Jeśli jesteś zainteresowany pobraniem całego Numeru w formacie PDF



Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.


Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku


Top

Poleć tę stronę znajomemu!


Przeczytaj teraz: