|
|||
|
Autor: doc. dr hab. med. Kinga Wiśniewska-Roszkowska, Miłość erotyczna z natury swej służy rodzinie i rodzicielstwu – do tej nadrzędnej sprawy każda z płci wnosi właściwe sobie walory. Te psychiczne cechy płciowe, uwarunkowane genetycznie i hormonalnie, zaznaczają się w pewnym stopniu już u małych dzieci. Dziewczynki lgną do ludzi, okazują uczucia, troskliwie opiekują się lalkami, chłopcy interesują się przedmiotami, wybierając zabawki typu technicznego. Napór hormonalny okresu pokwitania rozwija te cechy. Męski testosteron, nazwany hormonem seksu i agresji, nadaje siłę fizyczną i znacznie pobudza popęd płciowy. Psychikę męską cechuje instynkt walki, zdobywania, dążność do świata i badania go, zainteresowanie dla techniki, a także skłonność do teorii oraz do tworzenia utopijnych idei. Przy tym mężczyzna nieraz przedstawia typ niezrównoważony, skłonny zarówno do pięknych porywów i czynów, jak i do moralnych upadków i niszczących nałogów. W erotyzmie męskim ważną rolę odgrywa popęd i seks jako cielesna satysfakcja. I jeśli mężczyzna za młodu nie nauczył się opanowania i szacunku dla erotycznej miłości, łatwo może on nieraz widzieć w kobiecie tylko cielesną, seksualną zabawkę. Toteż pornografia i prostytucja bazują na męskich klientach. W psychice kobiecej na plan pierwszy wysuwa się instynkt opiekuńczy (związany z macierzyńskim), większa uczuciowość, cierpliwość, ofiarność i wrażliwość na ludzkie potrzeby. Kobieta wykazuje też dużo więcej niż mężczyzna zmysłu praktycznego i zrozumienia dla spraw oraz potrzeb realnego życia, jak również dla porządku moralnego i dla religii pojmowanej często bardziej uczuciowo. Także i w pożyciu płciowym kobieta widzi przede wszystkim związek międzyosobowy i wyraz miłości – to jej daje satysfakcję. Wyraźnie zatem widać, że przedstawione psychiczne różnice płciowe służą rodzinie i potomstwu, a każda z płci ma tu swoje ważne zadanie, zgodne ze swą naturą. Kobieta działa „wewnątrz” tej wspólnoty, rozwijając ją i otaczając opieką. Mężczyzna „wychodzi do świata”, walcząc tam o różne zdobycze i dostarczając rodzinie odpowiednich zasobów. Ale jeśli teraz zapytamy, jaką rolę odgrywa płeć w życiu społecznym w zakresie narodu, państwa czy całej cywilizacji, to trzeba stwierdzić, że od pradawnych czasów kobieta była całkowicie uzależniona od mężczyzny, który, rządząc na zasadzie swej siły, „prawa pięści”, sam decydował o wszystkim, ustanawiając prawa i obyczaje, a kobietę traktując jak rodzaj domowej służebnicy – stworzenie poniżone, przeznaczone do seksu i rodzenia i właściwie pozbawione rangi człowieka. Dopiero Chrystus dokonał równouprawnienia kobiety, i to wobec samego Boga, przez co nadał jej pełnię człowieczeństwa. W Kościele swym ustalił nową hierarchię wartości, której miarą była świętość oraz nowy rodzaj „kariery” realizowanej poprzez wyniesienie na ołtarze. I na tej drodze do Boga kobiety mają te same prawa i możliwości co mężczyźni. Dla chrześcijanina kobieta jest takim samym jak on człowiekiem, równorzędną mu siostrą w wierze. Zrównując obie płci w społeczeństwie i odbierając mężczyznom prawo do seksualnej swobody oraz do zmiany żon, Chrystus dokonał olbrzymiej rewolucji obyczajowej, uświęcając przez to erotyzm i małżeństwo, a także wzbogacając miłość erotyczną o wielkie wartości duchowe, takie jak głęboka przyjaźń i wzajemny szacunek. Istotnie – trudno było o taką prawdziwą miłość tam, gdzie kobieta, okryta wzgardą, nie miała nawet godności i nazwy człowieka. W ciągu długich wieków pod skrzydłami Kościoła wyrastało wiele wspaniałych kobiet, świętych i społecznie bardzo zasłużonych. Ale od czasu odrodzenia Europa coraz bardziej odchodziła od Boga, w związku z czym nasilały się społeczne wypaczenia oraz krzywdy wprost urągające nauce Chrystusa, jak na przykład odrażająca pycha uprzywilejowanych, ciężki ucisk pańszczyźnianych chłopów czy handel czarnymi niewolnikami. A kobieta w erotyzmie też traciła swą godność córki Boga i siostry w Chrystusie, stając się znów dla mężczyzny narzędziem do seksu i rodzenia. W XIX wieku rozwijające się nauki, zwłaszcza ścisłe, badając człowieka, wykazywały, jak niesłuszne oraz krzywdzące są te socjalne różnice, które gwałcąc naukę Chrystusa, rozwinęły się przez ludzką pychę, drapieżną chciwość i żądzę władzy. W Ameryce wojna domowa wyzwala niewolników, w Europie znosi się pańszczyznę i narasta żądanie emancypacji kobiet i zrównanie ich we wszystkich prawach cywilnych z mężczyznami. Tym bardziej że zmieniały się ustroje państwowe, a o pozycji społecznej zaczęło decydować nie „urodzenie”, lecz wykształcenie, stanowisko i zawód. Program emancypacji (wyzwolenie z „domowej niewoli”) żądał dostępu kobiet do wyższych studiów, działalności zawodowej, urzędów i udziału w rządach przez prawo do głosowania. Program ten, religijnie obojętny, pobudzał ambicje młodych kobiet w kierunku pracy i kariery zawodowej. Po I wojnie światowej ta „kobieca rewolucja” odniosła już spore zwycięstwo, ale wkrótce II wojna przesłoniła wszystko. Po jej zakończeniu walka o „prawa kobiet” rozgorzała na nowo, tym razem w nie zniszczonej Ameryce, gdzie w USA wciąż dominował typ „house wife” – nie pracującej zawodowo gospodyni domowej. Tutaj ruch ten, pod nazwą feminizmu, nie tylko żądał dla kobiet wszelkich praw socjalnych, ale dołączył do tego również postulaty rewolucji seksualnej, która wówczas właśnie wybuchła w USA. Toteż w programie feminizmu, prócz zwykłych żądań emancypacji, znalazły się też pełne prawa kobiet do swobody seksualnej, do wolnej miłości i wolnego seksu, szkolna nauka seksu i antykoncepcji, pełna legalizacja aborcji, uznanie wszelkich zboczeń itp. Doprawdy, można powiedzieć, że tę przeszło półtorawieczną „kwestię kobiecą” panie feministki doprowadziły już do absurdu. Bo po odrzuceniu Boga, który obu płciom nadał równą godność, bóstwem stał się dla nich mężczyzna. Bóstwem – a zarazem głównym wrogiem. Przecież one nienawidzą go, walczą z jego dominacją i władzą. A przy tym widzą w nim ideał, zazdroszczą mu, stawiają go za wzór. „Chcesz być człowiekiem?” – mówią do dziewczyny. „Więc musisz być jak mężczyzna, bo tylko on był zawsze człowiekiem i miał wszelkie prawa, masz więc pokazać, że dorównujesz mu we wszystkim, również w jego wspaniałej seksualności”. No cóż – ten program jest bezmyślny i szkodliwy właśnie dla kobiet, dla życia i dla całego świata. Można by nazwać go „haniebną zdradą własnej płci”. Płeć żeńska jest tu odsunięta w cień, jakby okryta pogardą. I widać, jak feminizm popiera wolną miłość i rewolucję seksualną, która jest niewątpliwie dziełem mężczyzn, pełną swobodą i przywilejem dla męskich instynktów płciowych. A czym to jest dla kobiet? Wiadomo, jak wolna miłość niszczy małżeństwa i rodziny, ile cierpień sprawia właśnie kobietom, żonom i matkom, jak fatalnie wpływa na losy dzieci. A dziewczęta? W książce pt. Płeć mózgu autorzy, A. Moir i D. Jessel, przytaczają wyniki pewnej amerykańskiej ankiety, w której: „…większość chłopców stwierdziła, że chcieliby wziąć udział w orgii”, że „wierzą w czerpanie rozkoszy, gdziekolwiek ją znajdą” i że „nie trzeba wiele, by mnie podniecić seksualnie”… Większość badanych dziewcząt oświadczyła, że sama idea orgii jest wstrętna, nagość ich nie interesuje, a seks bez miłości, bezosobowy, mechaniczny jest w najwyższym stopniu niesatysfakcjonujący”. Warto by zapytać te biedne dziewczyny, które – idąc za feministyczną modą – tak często godzą się na wolną miłość i przedślubne pożycie, czy istotnie doznają w tym tak wiele cielesnych i duchowych rozkoszy? Gdyby zestawić te ich „satysfakcje” z przykrymi, a nawet ciężkimi przeżyciami, które dla nich z takiego seksu wynikają, raczej nie ma wątpliwości, co by wyraźnie przeważyło. Pozamałżeński seks świadczy o braku głębszych uczuć i dobrej woli ze strony mężczyzny, a dziewczynę wciąga w sytuację, w której mogą grozić jej wcale niebłahe powikłania oraz zagrożenia zdrowia wynikające z „dobrodziejstw” aborcji i antykoncepcji, z możliwości ginekologicznych zakażeń, no i również z psychicznych stresów w sytuacjach tak sprzecznych z kobiecą naturą. Gdyby powstał uczciwy, prawidłowy feminizm, powinien on to dziewczętom dobrze uświadamiać. Wyraźnie mówić i podkreślać: „Nie dajcie się oszukiwać i zwodzić. To wy jesteście płcią szlachetniejszą, duchowo wyższą, na waszych opiekuńczych instynktach stoją rodziny i społeczeństwa. I to wy musicie wychowywać mężczyzn, żądać od nich opanowania, uczyć moralności i zrozumienia prawdziwych wartości. Do tego będziecie zobowiązane nie tylko kiedyś, jako matki i wychowawczynie, ale już teraz jako młode dziewczyny i narzeczone”. Trzeba przy tym wyraźnie podkreślać, że zgoda na przedmałżeńskie pożycie to nie jest wychowywanie danego kandydata na męża, lecz demoralizowanie go, obsługiwanie jego nieopanowanych męskich popędów. Wychowanie polega zawsze na stawianiu wymagań, na umacnianiu władzy ducha nad cielesnymi pożądaniami. A prawidłowy feminizm, chroniący kobietę i prowadzący ją do małżeńskiego szczęścia, musi opierać się na prawie moralnym oraz na wyraźnych przykazaniach Bożych.
Kinga Wiśniewska-Roszkowska Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|