|
|||
|
Autor: ks. Edward Janikowski TChr
, Na podstawie analizy czterech Ewangelii mogliśmy w sposób jasny stwierdzić, że Jezus uważał siebie za „Jednorodzonego Boga, który jest w łonie Ojca” (J 1, 18). Z uważnej lektury Ewangelii jasno wynika, że Jezus uważał siebie za Boga. Skoro sam Jezus mówił o sobie, że jest Bogiem, to nie ma żadnego uzasadnienia twierdzenie, że był tylko dobrym i uczciwym człowiekiem, który jako prorok i wielki nauczyciel powiedział wiele głębokich rzeczy. Gdyby to było nieprawdą, co Jezus mówił o sobie, wtedy nie mógłby uchodzić za nauczyciela moralności, lecz musiałby być potraktowany jako największy oszust w historii albo jako człowiek chory psychicznie. Tak więc albo oszust, albo chory – albo może jedynie prawdziwa możliwość, Jezus jest rzeczywiście Tym, za kogo się podawał, czyli że jest prawdziwym Bogiem. Lewis, profesor Uniwersytetu Cambridge, były agnostyk, dobrze rozumiał ten problem, kiedy pisał: „Możesz kazać Mu zamknąć się jak głupcowi, możesz splunąć na Niego i postąpić z Nim jak z demonem lub możesz paść u Jego stóp i nazwać Go Panem i Bogiem, lecz nie występuj z żadną protekcjonalną niedorzecznością, że był wielkim nauczycielem moralności”. Oczywiście Jezus był wielkim nauczycielem moralności, ale nie tylko. Tak więc, chcąc ustawić nasze zagadnienie jaśniej, możemy powiedzieć, że Jezus podaje się za Boga. Gdyby przyjąć hipotetycznie, że to nie odpowiada prawdzie obiektywnej, to trzeba by przyjąć dwie możliwości: albo Jezus kłamał, świadomie oszukując i wyprowadzając w błąd wszystkich, albo sam uległ złudzeniu i tylko subiektywnie był przeświadczony o swej godności, co by oznaczało, że był w stanie jakiejś stałej choroby psychicznej. Pierwszą ewentualność możemy wykluczyć przez wskazanie na wysoki poziom etyczny Jezusa, natomiast drugą ewentualność wykluczamy przez wskazanie na Jego genialną sprawność intelektualną. W tej katechezie zajmiemy się refleksją nad niezwykle wysokim poziomem etycznym Jezusa. Słusznie zauważa Spranger: „powiedz mi, co się tobie wydaje wartościowe, co przeżywasz jako wartość najwyższą, a powiem ci, kim jesteś”. Przykładowo: jeśli spotykam człowieka i on mi oświadcza, że najwyższą dla niego wartością jest pieniądz albo jego własna korzyść i wygoda, lub może przyjemność, to wiem, że nie mogę na niego liczyć w sytuacji zagrożenia, bo on będzie ratował to, co jest dla niego najważniejszą wartością! Kiedy powstanie konieczność wyboru między postawą etyczną a korzyścią, na przykład materialną, to człowiek, dla którego najwyższą wartością jest pieniądz, opowie się za korzyścią materialną. Wśród różnych wartości, jakie rządzą człowiekiem, naczelne i dominujące miejsce zajmuje u niego przeżycie wartości najwyższej, zwanej kierunkową lub strukturalną, bo ona wypełnia treścią całe jego życie. Od przeżycia takiej właśnie wartości zależy nastawienie człowieka do świata i do samego siebie. Wypada więc nam krytycznie zanalizować to, co dla Jezusa było najwyższą wartością, czyli zbadać motywy, którymi się Jezus kierował w swej postawie duchowej podczas działalności publicznej. Dla Jezusa najwyższą wartością była miłość Boga jako swego Ojca Niebieskiego. Znana jest nam z Ewangelii szczera miłość synowska względem Boga Ojca, na co już wskazaliśmy, przy omawianiu używanego przez Jezusa terminu „Abba-Ojcze”. Słowa i sposób działania Jezusa wskazują na niewzruszoną, całkowitą ufność wobec swego Ojca w niebie. Ta ufność jest silniejsza od cierpień i od samej śmierci. Widać to w pouczeniach skierowanych do słuchaczy, by stali się doskonałymi jak ich Ojciec Niebieski. Nie tylko zachęca do czynienia dobra, ale chce, aby dobre działania podejmować bezinteresownie. Chce, by praktykować posty nie na pokaz wobec ludzi, aby modlić się bez ostentacji i żywić wielką ufność do Boga, który zawsze udziela człowiekowi tego, co jest korzystne dla zbawienia. Tak mógł nauczać tylko ten, który sam przeżywał autentyczną miłość wewnętrzną do Boga Ojca. W świetle tej miłości zrozumiała jest nauka Jezusa w przypowieściach: o synu marnotrawnym (Łk 15, 11-32), o pracownikach w winnicy (Mt 20, 1-17), o królu skreślającym swojemu dłużnikowi olbrzymi dług (Mt 18, 23 i nn.). Miłość synowska Jezusa okazywała się w posłuszeństwie wobec Ojca Niebieskiego. Jak opisuje św. Marek (1, 35-39), już na początku swojej działalności Jezus wyjaśnia Szymonowi: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem”. Jezus uważa siebie za związanego w swej działalności z wolą Ojca; On sam mówi, że „pokarmem moim jest pełnić wolę Ojca” (J 4, 32-34). Jezus jest posłuszny Ojcu w sposób doskonały. Widać to wyraźnie, gdy w pełnieniu swego posłannictwa musi pokonać wielkie przeszkody. Wszelkie konflikty z faryzeuszami, które przysparzają Mu wiele trudności, podejmuje nie pod wpływem uniesienia, ale dla wypełnienia woli Ojca. Jezus nigdy nie się waha, ani też się nie cofa przed wypełnieniem woli Ojca: „Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja” (Mt 26, 42). Jezus bardzo mocno skarcił Piotra, który słysząc zapowiedź męki, „nie myśli o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie” (Mt 16, 23). A przecież Piotr chciał bronić Jezusa przed cierpieniem, przed męką. Jezus jest bezkompromisowy w wypełnieniu woli Ojca. Widać, że Jezus nie tylko poucza o miłości Boga, o posłuszeństwie wobec Jego świętej woli, ale sam w sposób doskonały realizuje swoje posłannictwo i z miłości wypełnia wolę Ojca. Najpełniejszym wyrazem posłuszeństwa Jezusa jest Jego śmierć na krzyżu. Nie znamy też żadnej, choćby najmniejszej, wzmianki o nienawiści Jezusa do swoich wrogów. Przeciwnie, w Ewangelii czytamy, że Jezus z wielką pokorą i miłością znosił złośliwe podstępy faryzeuszów, ich oszczerstwa oraz obmowy. Z wielkim bólem, ale też ze spokojem przyjmuje zdradę Judasza i niesprawiedliwy wyrok. Przyjmuje to z miłości do swego Ojca i do człowieka. Przypatrzmy się także modlitwie Jezusa, która świadczy o Jego wyjątkowej relacji miłości do Boga Ojca. W świetle Ewangelii, które odsłaniają nam tę tajemnicę Jezusa, wiemy, że wszystkie doniosłe czyny w swej działalności publicznej zaczyna Jezus od modlitwy. Zanim Jezus powołał dwunastu apostołów, wszedł na górę i całą noc spędził na modlitwie. Pisze o tym św. Łukasz (6, 12). Cud przemienienia na górze Tabor zaczyna od modlitwy. „W jakieś osiem dni po tych mowach wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe” (Łk 9, 28-29). Znajdujemy w Ewangelii modlitwę Jezusa przed cudownym rozmnożeniem chleba, przed cudownym uzdrowieniem głuchoniemego, przed wskrzeszeniem Łazarza... Wiemy dobrze, jakiej modlitwy nas Jezus nauczył. Na pierwszym miejscu mamy prosić Boga, aby święciło się imię Jego: „Święć się imię Twoje, przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja...”. Zwróćmy również uwagę na to, jak Jezus sam zwraca się w modlitwie do Ojca: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi...”, „Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie”. Posłuchajmy, jak Jezus prosi w modlitwie arcykapłańskiej swego Ojca o życie wieczne dla nas (J 17, 1-26): „Ojcze, nadeszła godzina. Otocz swego Syna chwałą, aby Syn Ciebie nią otoczył i aby mocą władzy udzielonej Mu przez Ciebie nad każdym człowiekiem dał życie wieczne wszystkim tym, których mu dałeś. A to jest życie wieczne, aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa. Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania. Teraz idę do Ciebie i tak mówię, będąc jeszcze na świecie, aby moją radość mieli w sobie w całej pełni. Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie” (J 17, 1-4; 13-17). W słowach tych można wyraźnie odczuć serdeczną miłość do Ojca, jak również serdeczną miłość do człowieka, dla którego podejmuje Jezus upokorzenia, cierpienia, mękę krzyżową i śmierć. Tak przedstawia się prawdziwa osobowość Jezusa. Jezus kocha człowieka nie tylko słowem, ale także czynem. Jest zawsze po stronie człowieka; człowieka bardzo utrudzonego i sponiewieranego wzywa: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie uspokojenie dla dusz waszych” (Mt 11, 28-29). Całe życie Pana Jezusa to bezgraniczna miłość i miłosierdzie do grzesznych ludzi. Wskazywał na możliwość porzucenia zła, widział w każdym człowieku wielką wartość, szanował godność każdego i starał się ją wydobyć nawet z największych grzeszników (np. z kobiety cudzołożnej, z łotra na krzyżu). Jezus nikogo nie potępił, nikogo nie odrzucił, lecz przebaczał i wzywał do poprawy. W nauce o miłości bliźniego posunął się aż do miłości nieprzyjaciół i sam dał jej doskonały przykład, przebaczając swoim oprawcom i modląc się za nich. Na uwagę zasługuje w postawie moralnej Jezusa również odwaga. Jest bezkompromisowy wobec zła, nie toleruje żadnej jego postaci. Stąd krytyka różnych form grzechu, zwłaszcza obłudy i zakłamania faryzeuszów i uczonych w Prawie. Jezus jednak potępia zło w nich, a nie ich samych. Nie odpycha ich od siebie, nie okazuje im wrogości czy nienawiści. Nie wszystko też w nich krytykuje, umie dostrzec dobro. W tym kategorycznym sprzeciwie wobec zła Jezus jest jednocześnie łagodny i cierpliwy. Ta wyrozumiałość nie była jednak żadnym pobłażaniem, lecz realizowaniem postulatu szukania tego, co zginęło, wzywaniem grzeszników do nawrócenia. Na koniec trzeba jeszcze zauważyć, że Jezus nigdy się nie usprawiedliwia ani nie wycofuje z tego, co powiedział czy uczynił, gdyż nie popełniał żadnego błędu. Dlatego Jezus stawia nawet wobec swoich przeciwników publiczne pytanie, jakiego nikt z ludzi na serio nie odważyłby się postawić: „Kto z was dowiedzie na Mnie grzechu” (J 8, 45). Najbardziej nieprzejednani wrogowie, szukający jakiegokolwiek potknięcia i obserwujący Go bardzo dokładnie, nie mogli dać odpowiedzi na to pytanie. W czasie procesu, gdy nie znaleziono w Nim żadnej winy, Jezus mógł nawet milczeniem uniknąć wyroku. Ale wola Ojca i konsekwentne głoszenie prawdy kazały Mu publicznie oznajmić, że jest Bogiem i Mesjaszem (Mt 26, 63-66). W kontekście tego, co zostało przedstawione – w wielkim zresztą skrócie – o etycznym geniuszu Jezusa, twierdzenie, że mógłby nas okłamać, mówiąc, że jest prawdziwym Bogiem, jest całkowicie absurdalne. (cdn.) ks. Edward Janikowski TChr Artykuł opublikowany za zgodą Miłujcie się! w listopadzie 2010 r.
Czytaj inne artykuły Chrześcijańskie po Polsku
|
|